Historia Sylwii (LQTS, ICD)
Przeczytaj historię Sylwii, młodej dziewczyny, której świat zawalił się na głowę. Z dnia na dzień trafiła do szpitala i wszystko zaczęło się toczyć bardzo szybko. Jej historia pokazuje, że człowiek jeśli tylko chce może znieść naprawdę wiele…
Skończyłam właśnie studia licencjackie, rozpoczęłam pracę i wszystko szło po mojej myśli. Każdy młody człowiek w dzisiejszych czasach marzy, żeby zaraz po studiach zdobyć dobrą pracę.
Mi się to udało.
Po kilku miesiącach pracy nadszedł ten dzień, którego nikt się nie spodziewał straciłam przytomność w pracy, nagle, nie wiadomo dlaczego. Od lekarza pierwszego kontaktu otrzymałam skierowanie do neurologa oraz kardiologa.
Badanie EEG nie wykazało żadnych nieprawidłowości, pozostała zatem wizyta u kardiologa.
Terminy były bardzo odległe, musiałam umówić się na prywatną wizytę. Podczas takiej właśnie wizyty w zapisie EKG pojawiło się wydłużone QT. Wcześniejsze badania EKG wykonywane w Przychodni Rodzinnej nie wykazywały żadnych nieprawidłowości.
Lekarz poinformował mnie, że muszę pilnie stawić się w szpitalu na obserwację i trzeba wykonać inne badania potwierdzające diagnozę.
Byłam przerażona, wpadłam w histerię, człowiek słysząc, że coś jest nie tak z sercem wpada w panikę, myśli serce ma się tylko jedno, a zwłaszcza mając 24 lata.
Po kilku dniach trafiłam do szpitala. Wykonano mi badanie holterowskie 24h, ekg i ukg serca.
Podczas pobytu w szpitalu w nocy wystąpił incydent tzw. torsade de pointes typowy dla zespołu wydłużonego QT.
Lekarze mieli już pewność, że to właśnie zespół wydłużonego QT był przyczyną mojego omdlenia.
Zostałam zakwalifikowana do wszczepienia kardiowertera. Wszystko działo się tak szybko omdlenie, diagnoza, zabieg.
Nie rozumiałam tych pojęć QT, kardiowerter, dla mnie brzmiało to wszystko przerażająco.
Po 3 dniach pobytu zostałam wypisana ze szpitala w stanie dobrym. Po tygodniu miałam przyjechać na zdjęcie szwów.
Może i dobrze, że wszystko działo się tak szybko nie miałam za dużo czasu na myślenie, zastanawianie się dlaczego akurat to trafiło na mnie.
Ale to nie był koniec złych wiadomości okazało się, że z wszczepionym kardiowerterem nie mogę pracować, tam gdzie obecnie pracowałam, czyli w Pracowni Rezonansu Magnetycznego, ponieważ pole magnetyczne o takim natężeniu jest dla mnie zbyt niebezpieczne.
Jakoś się pozbierałam miałam wsparcie w rodzinie, chłopaku, było dobrze do momentu kiedy pojawiły się lęki związane z wyjściem z domu. Bałam się, że coś mi się stanie, że może zaraz stracę przytomność. Źle sypiałam, prawie w ogóle, pojawiły się też wyładowania, co też było dla mnie ciosem, bo nikt do końca nie wytłumaczył mi jak to będzie wyglądać, uczyłam się mojej choroby w taki właśnie sposób.
Długo trwało zanim zdecydowałam się udać do psychologa, bo zrozumiałam, że sama nie dam rady tak dłużej żyć, że tracę czas.
Po kilku miesiącach terapii stopniowo i małymi kroczkami odzyskiwałam swoje dawne życie. Zaczęłam sama wychodzić z domu , nie bałam się już. Najgorsze okazało się siedzenie w domu, bo znaleźć pracę nie było łatwo. Po dłuższym czasie udało mi się dostać na staż. Poznałam tam wspaniałe osoby. Obecnie pracuję tam nadal i jestem naprawdę zadowolona.
Jestem przykładem na to, że nawet jeśli na początku jest źle, a nawet bardzo źle to wszystko może się odmienić, a pewne sytuacje czynią nas silniejszymi. Ludzie z wszczepionym kardiowerterem mogą normalnie pracować, wykonywać dobrze swoje obowiązki i cieszyć się pracą, życiem. Mamy ograniczenia, musimy uważać na pewne rzeczy, ale nie ograniczają one naszego życia jakoś szczególnie.
Każdy ma gorsze dni, mi również takie się zdarzają i oczywiste jest, że zdarzać się będą, ale staram się dostrzegać pozytywne rzeczy i cieszyć z małych drobiazgów.
Życzę wszystkim dużo zdrówka i wytrwałości
Sylwia 27 lat
Jeśli chcesz skontaktować się z Sylwią, napisz email na poczta@mojeserce.info z dopiskiem “Historie – Sylwia”.